Siedmiu na dziesięciu klientów nie wybiera już między sklepem internetowym a stacjonarnym – korzysta z obu. Zakupy przenikają się w codziennym doświadczeniu konsumenta, który ceni wygodę, kontrolę i spójność. Marki, które ograniczają się do jednego kanału sprzedaży, tracą coraz większą grupę odbiorców. Mimo to droga do pełnego omnichannelu bywa kręta – na przeszkodzie stoją systemy, które lata świetności mają już dawno za sobą.
Technologia, która nie nadąża za klientem
Z danych z 2025 roku wynika, że aż 71 procent konsumentów łączy zakupy online i offline, a niemal wszyscy w ostatnim półroczu kupowali w sieci. Równolegle rośnie liczba transakcji mobilnych, co czyni z telefonu narzędzie pierwszego wyboru w kontakcie z marką. Problem w tym, że wiele firm nadal korzysta z przestarzałych systemów monolitycznych, które blokują rozwój i utrudniają integrację kanałów sprzedaży. Jak zauważają eksperci INEOGroup, taka architektura prowadzi do tzw. vendor lock-in – pułapki uzależnienia od jednego dostawcy technologii. W efekcie każda modernizacja staje się kosztownym i długotrwałym przedsięwzięciem.
Ewolucja zamiast rewolucji
Firmy handlowe, zwłaszcza te działające przy niskich marżach, często obawiają się pełnej transformacji cyfrowej. Rozwiązaniem jest podejście modułowe – stopniowa wymiana elementów systemu na mikrousługi połączone przez API. Pozwala to rozwijać biznes bez ryzyka paraliżu operacyjnego i bez uzależnienia od jednego dostawcy. Taka architektura umożliwia bieżącą aktualizację danych – jeśli produkt sprzeda się w sklepie stacjonarnym, informacja natychmiast trafia do systemu online. To prosta zmiana, ale o ogromnym znaczeniu dla doświadczenia klienta. Omnichannel w tym ujęciu nie jest już futurystyczną wizją, lecz fundamentem współczesnego handlu, który nadąża za światem, w którym konsument jest wszędzie – i nigdzie jednocześnie.